Krzysztof Struziak

Opieka nad dziećmi uchodźców galicyjskich w latach I wojny światowej, na przykładzie obozu Choceń w Czechach

Artykuł wydrukowany w dwóch częściach w czasopiśmie „Hejnał Oświatowy” 2019, nr 7-8.

Z chwilą wybuchu I wojny światowej, wraz z linią frontu przechodzącą przez Galicję, steki tysięcy ludzi w obawie przed zbliżającym się wojskami rosyjskimi, zmuszone zostały do ewakuacji w głąb monarchii austro-węgierskiej1. Oprócz tych, którzy z własnej woli podejmowali decyzję o wyjeździe, rząd przymusowo wysiedlił dziesiątki tysięcy ludzi, dla których rozpoczęła się gehenna życia na uchodźstwie2.

Popularności akcji ewakuacyjnej z pewnością nie przysparzały pierwsze pogłoski o bardzo ciężkim najczęściej losie uchodźców, czy doniesienia o powstawaniu osady barakowej w miejscowości Choceń w Czechach3. Z ust do ust przekazywano sobie nierzadko zupełnie absurdalne historie. Przykładowo, w jednym z obozów, żołnierze mieli zamordować bagnetami rodzącą tam hrabinę, śmiejąc się z tego do rozpuku, a przed pluton egzekucyjny miał trafić ksiądz, podczas procesji błogosławiący wiernych Najświętszym Sakramentem, gdyż straż obozowa dostrzegła w tym geście sygnały dawane rosyjskim szpiegom4.

Objętość niniejszego artykułu nie pozwala na omówienie nawet małej części relacji z życia w barakach, choć zapewne zrobiłyby one na czytających duże wrażenie. Szczególną niesławą okryły się 3 obozy, tj. omawiany w Choceniu oraz Wagna w Styrii i Thalerrhof koło Grazu, w których – jak pisze A. Banach – „wrogi stosunek funkcjonariuszy obozowych, brak elementarnych warunków higienicznych, niedożywienie i panujące epidemie, spowodowały śmierć kilku tysięcy Polaków, zarówno dzieci, jak i dorosłych”5. Dość przytoczyć wspomnienie jednego z księży pracujących w baraku choceńskim: „Trzeba mieć silne nerwy i po trochu skamienieć, by na to patrzeć. Wyobraźcie sobie taki widok: W trupiarni na stołach leży pięć trumienek, w nich zwłoki dzieci, w tem dwaj braciszkowie. Grupka ludzi z kolonii i – zanoszące się od płaczu matki. Ksiądz pokropił, składają ich na jedne mary obok siebie. Na cmentarzu jeden wielki, prostolinijny dół – to mogiła polskiej dziatwy. Spuszczają trumienki i układają jedną obok drugiej, potęguje się szlochanie matek”6. Większość zresztą opisów ma charakter bardzo dramatyczny i emocjonalny, gdyż to, co stało się udziałem części ewakuowanych, radykalnie godziło w ich poczucie godności, a nawet w istotę człowieczeństwa7.

Nie zatrzymując się nad tym zagadnieniem, w niniejszym artykule skupiono się na sprawie organizacji opieki nad dziećmi umieszczonymi razem z rodzicami w barakach choceńskich, którą w dotychczasowych opracowaniach jedynie zasygnalizowano8.

Istnieje bardzo wiele źródeł pisanych dotyczących losów ewakuowanych z Galicji oraz warunków podróży i życia w miejscach, do których trafili. Są to przede wszystkim wspomnienia „wygnańców”, jak siebie nazywali, raporty z wizytacji obozów oraz reportaże prasowe z tych zakątków monarchii, w których przyszło im się czasowo zadomowić. Najczęściej są to subiektywne relacje opisujące zjawisko wysiedleń, a także próby przeciwdziałania jego ujemnym skutkom. Jakkolwiek można je uznać za źródła historyczne, to mają także znamiona rozważań krytycznych, tj. komentowania i analizy wydarzeń9. W opracowaniu wykorzystano także, oprócz innych czasopism i gazet, pomijany dotąd prawie zupełnie, tygodnik „Nowości Ilustrowane”, przynoszący sporą liczbę informacji tekstowych i ikonograficznych.

Obóz w Choceniu był w stanie pomieścić od 20 do 22 tysięcy osób. Wzniesiono w nim 37 baraków o powierzchni 858 m2, z których każdy był przeznaczony dla 550 osób. Mieszkała więc tam ogromna masa ludności, której należało zapewnić nie tylko dach nad głową i wyżywienie, ale również pomoc medyczną oraz nauczycieli i opiekunów dla dzieci w różnym wieku. W niedogrzanych i niewystarczająco wentylowanych wnętrzach panowała wilgoć, zgnilizna i smród10. Ze względu na niskie zasiłki wypłacane przez państwo11, powszechnym zjawiskiem było niedożywienie, a nawet głód. Na obozowe menu składały się: 20 dkg chleba oraz cienka, osłodzona kawa na śniadanie, cienka zupa, ziemniaki, fasola, mamałyga lub pęczak na obiad i herbata z rumem na kolację12. Brakowało najniezbędniejszych urządzeń higienicznych13. „Umywalnia składa się z pompy wbitej w ziemi każdego baraku, a pod pompą z drewnianego basenu, średnicy około jednego metra. W jaki sposób ma się wobec tego prymitywnego urządzenia umyć codziennie z rana 350 osób, pozostaje tajemnicą administracji barakowej” – donosiła 21 stycznia 1915 r. ukazująca się w okupowanym Lwowie endecka „Gazeta Narodowa”14. „Najboleśniejsza jednak rana z ewakuacyi to kwestya dzieci. One najbiedniejsze, te maleństwa, skazane n. p. w barakach na zimno, na brak mleka. Nic dziwnego, że śmiertelność wśród nich tak wielka, że poważnie obawiać się trzeba, czy które z nich powróci do kraju – pisał z Chocenia z początkiem 1915 r. ks. Ludwik Kasprzyk15.

Z pomocą „wygnańcom” pospieszyły różnorakie organizacje społeczne, z których najważniejszą był z pewnością powołany w styczniu 1915 r. Książęco-Biskupi Komitet Pomocy dla Dotkniętych Klęską Wojny [KBK], działający pod przewodnictwem biskupa krakowskiego Adama Stefana Sapiehy. Poza tym funkcjonował m.in. Centralny Komitet Opieki Moralnej dla Wychodźców Polskich z Galicji, Komitet Opieki nad Polskimi Wychodźcami, Komitet Doraźnej Pomocy dla Ewakuowanych, Komitet Ratunkowy dla Internowanych Polaków z Królestwa Polskiego i inne16.

Kolonią choceńską pierwszy zaopiekował się biskup A. Sapieha, który wysłał do obozu księży, celem niesienia pomocy moralnej i materialnej oraz zakonnice do opieki nad dziećmi i chorymi17. Przebywało tam zawsze w różnych okresach kilku duchownych. Szczególnym poświęceniem odznaczyli się księża: Karol Słowiaczek, Adam Pierzowicz i Karol Michalski, którzy bardzo gorliwie spełniali swoje obowiązki kapłańskie. Zakonnice (ss. Miłosierdzia i ss. Służebniczki) z wielkim poświęceniem pielęgnowały chorych i opiekowały się dziećmi w ochronce. Przykładowo, nieznana z nazwiska siostra Weronika, pracująca w baraku chorób zakaźnych, gdy wybuchł tam pożar, z narażeniem życia ratowała chorych. Nabawiła się tyfusu plamistego i ciężko chorowała. KBK przesyłał dzieciom regularnie mleko kondensowane i był to właściwie jedyny wówczas skuteczny sposób zmniejszenia ich ogromnej śmiertelności. Wysyłano także zapomogi pieniężne, a dla dzieci książki, przybory szkolne i zabawki17. Już w grudniu 1914 r., z inspiracji KBK, krakowskie „Panie” urządziły dla dzieci „Mikołajki”; a zaraz po nich odwiedziły barak członkinie Konferencji św. Wincentego a Paulo z Pragi, przywożąc ciepłe ubranka. Na święta przygotowano Jasełka, natomiast krakowski Komitet dla Niesienia Pomocy Ewakuowanym przesłał dzieciom prezenty: „Myśl urządzenia gwiazdki choceńskiej dziatwie poruszyła do głębi mieszkańców Krakowa, czego dowodem przeobfite dary w gotówce i w naturze dla naszych biednych wygnańców” – czytamy w dzienniku „Nowa Reforma”18.

Jak pisał z Chocenia wymieniony wyżej ks. Kasprzyk, „Dziesiątki tysięcy młodzieży i dzieci w wieku szkolnym pozbawione nauki; należałoby co prędzej otwierać szkółki, szkoły, gimnazya. Odezwa p. wiceprezydenta Rady szkolnej kraj. do nauczycielstwa daje nadzieję, że rozpocznie się wytężona czynność w tym kierunku, by tym tysiącom dać możność kształcenia się. Nasze nauczycielstwo znane ze swego poświęcenia i w tych ciężkich warunkach rąk nie opuści i spełni swe szczytne zadanie”19. I rzeczywiście, wszędzie tam, gdzie znalazła się większa grupa dzieci i młodzieży oraz bodaj jeden nauczyciel, zaczęły powstawać polskie szkoły, które nosiły nazwę Beschäftigungskurse, gdyż austriackie władze oświatowe, nie wyraziły zgody na tworzenie oficjalnych polskich szkół ludowych i wydziałowych.

W Pradze utworzono komitet czesko-polski, a dzięki życzliwości tamtejszej Rady Miejskiej, która ofiarowała powstającej szkole polskiej dwupiętrowy budynek wraz z wyposażeniem i opałem, rozwinęła działalność polska szkoła ludowa. Uczęszczało do niej w roku szkolnym 1914/15 224 dzieci oraz 77 do szkoły wydziałowej. Obiema kierował Jan Rąb z Sambora, a w skład grona pedagogicznego wchodziło 16 nauczycieli. Braki przedszkolnego wychowania wypełniała tzw. „szkółka macierzyńska”, która „w tych wyjątkowych czasach i wśród niecodziennych okoliczności stała się pożądanem ogniskiem ciepła i pożytecznej rozrywki dla dziatwy”20.

W Pilźnie do szkoły uczęszczało 25 dzieci, a nauka odbywa się według planu szkół czteroklasowych. Znaczne zasługi położył tu nauczyciel Stanisław Kowal. W Bernie zorganizowano dwie koedukacyjne szkoły ludowe. W pierwszej pod kierownictwem Kazimierza Mazurkiewicza z Rzeszowa uczyło bezinteresownie 9 nauczycieli i uczęszczało 182 dzieci. Drugą kierowała Helena Urbańska, która wraz z 2 nauczycielami uczyła 60 dzieci. W Morawskiej Ostrawie ogniskiem pracy społecznej i oświatowej był „Dom Polski“, gdzie znalazło siedzibę Towarzystwo Szkół Ludowych (TSL). Już w dniu 11 grudnia 1914 r. w Branicach zorganizowano szkołę ludową, do której uczęszczało 56, a później 160 dzieci i uczyło 15 nauczycieli. W Przerowie z początkiem stycznia 1915 r. zorganizowano szkołę ludową, do której zapisało się 120 dzieci. Jej kierownictwo objął inspektor szkolny z Ropczyc Franciszek Wilkoń, a grono pedagogiczne liczyło 16 osób. W Hodolanach sąsiadujących z Ołomuńcem zdołano założyć polską szkołę ludową, w budynku szkoły czeskiej. Pracowały w niej nauczycielki Kuczekówna i Pejersfeldówna oraz nauczyciel Milan. W Suszycach 1 grudnia 1914 r. powstała szkoła dla 70 dzieci z Krakowa, które pozostawały pod opieką nauczycieli Stanisława Kwaśnika i Szymona Windykiewicza z Drohobycza oraz Stanisławy Schifferównej ze Stróż. W Pardubicach zorganizowano czteroklasową szkołę ludową pod kierownictwem Zofii Sudio. Lokalu, urządzenia i opału dostarczył bezpłatnie Zarząd miejscowej gminy. Dzięki pomocy miejscowych rad gminnych i miejscowej Rady Szkolnej Okręgowej założoną została szkoła dla 41 dzieci w Czesławie (nauczyciel Leon Stec) i dla 25 dzieci w Zehusicach (nauczycielka Batówna). W Przybramie dzięki tamtejszemu Komitetowi Pań, z pomocą inspektora szkolnego Kinela, powstała szkoła polska w sali szkoły czeskiej, do której uczęszczało 70 dzieci, od drugiej klasy począwszy. Rano zajęcia prowadził nauczyciel Zdębski z Kołomyi, a po południu nauczycielka Jandysówna z Kańczugi. Dla maluchów zorganizowano ochronkę. W Wszetinie otwarto czteroklasową szkołę przy pomocy miejscowych władz. Obok kierownika Zuzaka pracowały w niej dwie nauczycielki. Podobną szkołę (100 dzieci) założono staraniem miejscowego Komitetu w Kromieryżu. Pracowało w niej 12 nauczycieli pod kierownictwem Wojciecha Patryna. W Planie nad Łużnicą niedaleko Taboru ofiarność zwierzchności gminnej i miejscowej Rady Szkolnej umożliwiła w dniu 30 stycznia na otwarcie polskiej szkoły, której władze użyczyły lokalu, opału i obsługi. Do szkoły zgłosiło się przeszło 50 dzieci (zwłaszcza z Wieliczki, Podgórza, Muszyny, Kolbuszowej i Przemyśla), a kierownictwo sprawował Bronisław Jagielski z Huty Komorowskiej. W Śmichowie koło Pragi kierownikiem został Karol Stary z Rzeszowa, a do szkoły uczęszczało 46 dzieci, które pozostawały pod opieką Justyny Majewskiej, Janiny i Augustyny Pałys oraz Julii Jurniówny. W Budziejowicach panie czeskie z własnej inicjatywy zbierały ciepłe ubrania dla polskiej dziatwy i dokładały starań, by na każdym kroku przyjść ludności polskiej z pomocą. Rada Szkolna Miejscowa założyła tu z początkiem stycznia czteroklasową szkołę polską i przyjęła na siebie obowiązek dostarczania przyborów szkolnych. Z kolei w Hlubokiej, w pobliżu Budziejowic, 25 polskich dzieci z Nowego Sącza, Sędziszowa, Rzeszowa chodziło do miejscowej szkoły21.

Ponadto w roku szkolnym 1914/15 działały na terenie Czech, Moraw i Słowacji polskie kursy ludowe: w Launy w Czechach dla 40 dzieci kierownictwo objął nieznany z imienia Zofall, a nauczały Piątkowska z Rzeszowa, Eugenia i Mieczysława Ostrowskie z Gorzyc i Puszczowej. Nauka odbywa się w porze rannej dla III i IV klasy, w popołudniowej dla obu klas niższych, w Zidenicach pod Bernem dla 40 dzieci, w Węgierskim Haradyszczu na Morawach dla 111 dzieci, w Hranicach na Morawach dla 165 dzieci, w Msenie w Czechach (2 I 1915 r., według planu szkoły jednoklasowej, nauczycielki: Zofia Wielgusowa z Dulczówki i Józefa Kowalczykówna z Kidalowa) dla 15 dzieci, w Taborze dla 80 dzieci, w Luchaczowicach dla 30 dzieci, w Valasske-Mezifiei na Morawach, w Kutnej Horze (20 II 1915 r., według planu szkól czteroklasowych), w Krzywoklacie (nauczycielka Bronisława Wanatówna) i Kneżeyes (16 dzieci w czterech klasach, uczyła nauczycielka z Dębicy Ulrychowa), koło Rakoynika w Czechach, w Chocieborzu (13 dzieci, codziennie w 2 godziny po południu, nauczycielka Jadwiga Amalia Hryniewiczówna22

Grono pedagogiczne „szkoły barakowej” w Choceniu. [za: „Nowości Ilustrowane” 1915, nr 36]. Znakiem „x” oznaczono dyrektora szkoły M. Molisaka, a „xx” ks. J. Matysiaka.

Szczególne znaczenie na terenie Czech miała jednak szkoła barakowa w Choceniu, gdzie, jak napisał K. Banach – „nauczyciele starali się utrzymać jak najdłużej dzieci w szkole, pragnąc je uchronić, przed koszmarem życia obozowego, fizycznym i duchowym wyniszczeniem”23. Szkoła ta o 18 oddziałach i 1650 uczniach została założona 4 I 1915 r. „Pierwsze miejsce wśród instytucyi kulturalnych w barakach zajmuje szkoła polska barakowa. Wiadomo to już ogólnie, iż w historyi naszego uchodźctwa wojennego, polskie nauczycielstwo piękną i chlubną będzie mieć kartę zapisaną, a naród wdzięczny będzie cichym, ofiarnym pracownikom, którzy w najtrudniejszych warunkach tyle zdziałali dla naszej polskiej młodzieży. Dobrze zapisał się tutaj p. wiceprezydent Rady szkolnej krajowej Dembowski i okazał, że jest opiekunem i nauczycielstwa i młodzieży. W Chocni nauczycielstwo spełnia dzielnie swój obowiązek” – pisał ks. Kasprzyk24.

Istotnie pedagodzy dobrowolnie „zamknęli się na całe miesiące w barakach” i pracowali dla „dobra dziatwy, przyszłości narodu”25. Dyrektorem został Marceli Molisak z Tłumacza, a pomagał mu katecheta ks. Juliusz Matysiak ze Zwierzyńca. Grono pedagogiczne stanowili: Franciszek Budwiński, Helena Jurkiewicz, Marcela Molisakowa, Jan Baranowski, Henryka Niewrzałkiewicz, Zofia Baranowska, Tadeusz Kłosowski, Wanda Neuhoftówna. Edward Wójcicki, Stanisława Wsołkówna, Matylda Niewrzałkiewicz, Józef Halardziński, Józef Hrapkiewicz, Julia Jaworska, Zofia Szymonowiczowa, Maria Glińska, Zenobia Żukowa, Bazyli Żuk, Józef Mrozowiecki, Roman Bes, Karol Rut, Stanisław Żurowski, Wacław Horodyski, Zofia Szaferówna, Antoni Maksymczuk, Stanisław Szpakowski26.

Drużyna skautek w Choceniu. [za: „Nowości Ilustrowane” 1915, nr 36]. Znakiem „x” oznaczona H. Horodyską

Oprócz zajęć w szkole nauczyciele zorganizowali też trzy kursy dla analfabetów, w których wzięło udział około 240 osób. Ks. Małysiak skupił sporą liczbę dziewcząt i założył [katolickie] stowarzyszenie, które odbywało niedzielne zebrania. Postarano się także o to, by tworzyć i inne organizacje wśród młodzieży. Opiekunami Związku Młodzieży w Choceniu zostali księża K. Prażnowski, R. Stojanowski i J. Danek, a sekretarzem Cz. Żółkiewicz. Na zaproszenie miejscowego Komitetu przybyła do baraków Helena Horodyska i w krótkim czasie udało się jej powołać do życia „drużynę skautek”, liczącą 35 członkiń27.

Działała też „drużyna skautów” pod kierunkiem Karola Kluzy, którzy ćwiczyli na „rynku barakowym”, także dyżurowali w lesie, „który kilka razy ktoś usiłował podpalić”28. W barakach założono dobrze zaopatrzoną bibliotekę, - „dzięki hojnej przesyłce książek przez krakowskie T. O. L. i przez Delegacyę T.S.L. z Morawskiej Ostrawy. Dużo książek nadesłała sekcya biblioteczna przy krak. komitecie doraźnej pomocy. W lesie, na drodze, lub w barakach często można napotkać czytających ze skupieniem książki. Dobre to na zabicie czasu, którego tyle w barakach” – pisał w relacji z Chocenia ks. L. Kasprzyk29. Dla młodzieży Komitet Wychodźców Galicyjskich organizował też wycieczki zbiorowe do Pragi, które oprowadzał autor „Ilustrowanego Przewodnika po Galicji” dr Mieczysław Orłowicz ze Lwowa30

Grupa skautów w Choceniu. [za: „Nowości Ilustrowane” 1915, nr 36]

Już w dniu 5 stycznia w Krakowie odbyło się poufne zebranie, na którym zadecydowano, „by starać się dzieci koniecznie usunąć z baraków a umieścić po wioskach i zapewnić im opiekę lekarską”31. W pismach do rządu, w interwencjach u najwyższych czynników rządowych i członków domu cesarskiego, bp Sapieha przedstawiał niewłaściwe postępowanie z uchodźcami, domagał się powrotu do kraju tych, których niepotrzebnie i bezpodstawnie przytrzymywano w barakach, a poprawy stosunków dla tych, którzy, wobec zajęcia jeszcze części kraju przez nieprzyjaciela, zmuszeni byli pozostać w obozach barakowych. Powracającymi do Krakowa zajmował się, udzielając doraźnej pomocy i opieki, Komitet Doraźnej Pomocy dla Ewakuowanych. W dn. 22 XI 1915 r. założono w Krakowie Oddział Pań, który przejął obowiązki ratowania dzieci pozbawionych opieki na terenach zniszczonych działaniami wojennymi. W porozumieniu z Oddziałem działał też Komitet Opieki nad Dziećmi Ewakuowanymi z Galicji, pod kierownictwem księżnej Teresy Sapieżyny. Deputacja pań komitetowych, „bardzo łaskawie” przyjęta została na audiencji przez cesarzową Zytę i przedstawiła jej nędzę dzieci uchodźców oraz uzyskała dla Komitetu poparcie rządu32. Było to ważne, tym bardziej że w grudniu 1915 r. nastąpiła w obozie choceńskim częściowa wymiana ludności. Jak donosił „Głos Narodu”, większości mieszkańców Krakowa pozwolono wrócić do miasta, przybyli zaś w ich miejsce jeszcze bardziej wyniszczeni wojną wychodźcy z południowo-wschodnich trenów Galicji: „[…] to obraz nędzy – szczególniej litość bierze patrzeć na wychudzone dzieci, nogi opuchnięte, bo chodzą boso; brak bowiem obuwia”33. Wraz z ludnością z Krakowa wyjechali też z początkiem stycznia 1916 r. dotychczas pracujący księża, tj. Karol Słowiaczek, Julian Małysiak, Adam Pierzchowicz i Wojciech Szemik. Ich miejsce zajęli księża misjonarze z Krakowa, a na proboszcza został wyznaczony ks. Karol Michalski34.

Delegaci biskupa Sapiehy ks. prof. dr Kaczmarczyk i ks. L. Kasprzyk, zdawali sobie sprawę z opłakanych stosunków w Choceniu, a prof. Emil Godlewski z polecenia KBK zbadał dokładnie warunki sanitarne i wykazał w memoriale przedłożonym rządowi rażące braki. Sieroty, których rodzice zmarli w barakach, polecono przewieźć do Krakowa i umieścić w domu sierocym. W Nowym Targu utworzono tzw. „Bursę Choceńską”, która dała schronienie i opiekę 16 wychowankom. Pozostawała ona pod bezpośrednią opieką miejscowego Komitetu Opiekuńczego, któremu przewodniczył profesor gimnazjalny Adolf Kamiński. Z końcem czerwca 1917 r. zakład ten zamknięto, a we wrześniu powstał dla nich Zakład Sierot w Niepołomicach35. Ogółem z uchodźctwa przyjęto 257 dzieci. Liczba ta obejmowała sieroty po uciekinierach z Galicji i internowanych z Królestwa Polskiego, a poza tym: trzy transporty z baraków choceńskich, jeden z baraków z Wagny pod Lipnicą w Styrii, jeden chrześcijańskich i polskich dzieci z żydowskich schronisk tzw. Kinderheime w Wiedniu, dwa z węgierskiego Hradyszcza, a resztę zgłoszono z innych krajów koronnych36.

Cięższe warunki życia zesłańców osiedlonych w barakach doprowadziły do szerzenia się różnych chorób. W Choceniu występowała wysoka śmiertelność dzieci. W latach 1914–17 przewinęły się przez niego 80122 osoby, z czego 4707 zmarło (5,9%)37. Z przeprowadzonych przez B. Ogórka badań wynika, że aż 76,4% ogółu zgonów krakowian w badanym okresie, to właśnie zgony osób w wieku poniżej 15 lat. Dla porównania, udział tej grupy w ogóle zgonów krakowian w roku 1910 wynosił niespełna 37%38. Wewnątrz tej grupy autor wyróżnia jeszcze zgony niemowląt, których liczba wyniosła 309 (23,9%)39. W 1915 roku spośród osób zapisanych w księdze zgonów, aż 75,3% zmarło na skutek chorób zakaźnych. W ogromnej przewadze były tu choroby układu oddechowego (68% ogółu zgonów), którym szczególnie sprzyjają wspomniane powyżej warunki41. Do tego dochodziły odra i płonica, które również przenoszone są drogą kropelkową. Na niespotykaną skalę występowały też tutaj gruźlica i jaglica40: „Ponieważ kierownik Kolumn Sanitarnych był na miejscu w Choceniu i mógł na miejscu przekonać się o tem, że stosunki tam panujące są dla stanu zdrowia dzieci tamże umieszczonych nadzwyczajnie opłakane, więc postanowiono grupę dzieci najbardziej potrzebujących leczenia przeciwgruźliczego posłać do schroniska w Zakopanem” – zapisano w sprawozdaniu Sekcji Sanitarnej KBK41.

Decyzję o założeniu schroniska dla dzieci zagrożonych gruźlicą w Zakopanem podjęto w styczniu 1917 r. Na początek postanowiono utworzyć placówkę dla 50 dzieci i wynajęto za 5000 koron rocznie willę Orle. Ażeby zapewnić im czystsze powietrze, wydzierżawiono w odległości kilkuset kroków od budynku łąkę, na której przez cały dzień mogły przebywać na świeżym powietrzu. Sama willa miała 7 pokoi na parterze i 4 na górze. Jeden duży pokój przeznaczono na jadalnię, w jednym odbywały się lekcje, a reszta przeznaczona została na sypialnie dla dzieci i personelu. Należało natomiast dobudować łazienkę i dwie ubikacje. Miejsca na kuchnię, pralnię i magazyny znajdowały się w innym małym przyległym budynku42.

Prace przygotowawcze prowadzono od końca stycznia w Krakowie. Kierowniczka Centrali Karolina Bingler poczyniła główne zamówienia na łóżka i najniezbędniejsze sprzęty. Krakowie przygotowano pościel i ubrania dla dzieci. Transport całego sprzętu odbył się w marcu pod kierownictwem ówczesnej zarządczyni Centrali Kolumn Sanitarnych Janiny Łojkówny. Kierowniczką schroniska została Maria Matuszewska, która łącznie ze studentką medycyny Krystyną Stawiarską, udała się do Zakopanego w połowie marca 1917 r. Po półtoramiesięcznym pobycie, na studia wróciła K. Stawiarska, a zastąpiły ją Maria Plenkiewicz, Maria Gawlikówna i Maria Marcinkiewicz. M. Matuszewska objęła kierownictwo, gospodarstwo, administrację, prowadzenie rachunków i odpowiedzialna była za kontakt z KBK. Program dnia ułożono w ten sposób, że dzieci po kilka godzin dziennie werandowały i spacerowały, a ze względu na to, że leczenie trwało kilka miesięcy, urządzono w schronisku normalną naukę z programem szkół ludowych. Jak napisał w sprawozdaniu z działalności KBK przewodniczący Sekcji Sanitarnej prof. E. Godlewski, „w czasie pobytu dzieci dzięki staranności pań prowadzących schronisko, można też było stwierdzić podniesienie kulturalne naszych małych pacyentów, którzy i w naukach robili wyraźne postępy”43.

W lecie 1917 r. w placówce znajdowało się 60 dzieci, natomiast w zimie trzeba było ich liczbę zmniejszyć, do 45, ponieważ część pomieszczeń nie była ogrzewana. Opiekę lekarską, jako ordynator objął dr Henryk Wiłczyński. Od 1 października 1917 r. schronisko połączono z kliniką pediatryczną UJ w ten sposób, że asystenci kliniczni mieli, co tydzień kolejno przyjeżdżać do Zakopanego. W razie nagłych wypadków wzywano, któregoś z lekarzy miejscowych. W dn. 22 sierpnia 1917 r. odbyło się oficjalne otwarcie i poświęcenie zakładu, którego dokonał bp Sapieha44.

Pomyślne wyniki uzyskane w leczeniu dzieci były zachętą do założenia drugiej placówki leczniczej; a przygotowania rozpoczęto już w czerwcu 1917 r. W tym celu wynajęto w Zakopanem za 8000 koron rocznie willę Nosal. Był to dwupiętrowy dom z dużym ogrodem, obejmujący łącznie 14 pokoi. Oprócz tego wynajęto w pobliżu dodatkowy domek z pokoikiem, służący do umieszczenia w nim dzieci z otwartą gruźlicą. Placówka została otwarta w pierwszych dniach października 1917 r. i mogła w czasie zimy pomieścić 55 dzieci. Kierownictwo powierzono Róży Hniłkównie, która także prowadziła naukę, mając do pomocy panie: Paulinę Bestecką, Helenę Malisównę i Zofię Plenkiewicz. Obsługę stanowiły 3 służące i sanitariusz45.

Wydatnej pomocy udzielało obydwu placówkom zarówno Starostwo w Nowym Tatrgu, jak i oddział aprowizacyjny w Zakopanem, „musieliśmy jednak także okolice Zakopanego poruszyć, ażeby dostarczyć, odpowiednią ilość mleka i innych produktów spożywczych dla dzieci. Zarząd schronisk z wdzięcznością wspomina ofiarność p. Rylskiej, która opłacała przez dłuższy czas 20 litrów mleka dziennie dla schroniska K. B. K. Tak samo wdzięcznie wspominamy X. Kanonika Nycza z Poronina, p. Dyrektora Szymborskiego z Kuźnic i p. Tadeusza Owczarzaka, którzy ogromnie dopomogli nam w zdobyciu całego szeregu środków potrzebnych dla schroniska” – napisano w sprawozdaniu z pracy pierwszego schroniska46.

Obydwa schroniska w Zakopanem stanowiły pierwsze w kraju zakłady sanatoryjne dla dzieci gruźliczych, a KBK nosił się z zamiarem utworzenia kolejnych tego typu placówek: „Są fundusze specyalne na walkę z gruźlicą, pragnęlibyśmy z tych funduszów dostać większą kwotę, ażeby można było przeprowadzić zbudowanie schroniska, któryby przez szereg lat mogło ratować zagrożone od gruźlicy dzieci i zwracać je jako zdrowych obywateli polskiemu społeczeństwu” – przekonywał E. Godlewski47.

Na marginesie warto wspomnieć, że dla krakowskich dzieci chorych na gruźlicę, które w lecie nie mogły wyjechać na wieś, staraniem Towarzystwa Walki z Gruźlicą z dr. Tomaszem Janiszewskim na czele, uruchomiono półkolonie wakacyjne. W Parku Jordana, na Oleandrach, w Parku Krakowskim, w parku willi Lasockich na Dębnikach, znalazły one rozrywkę, opiekę i otrzymywały zdrowy posiłek. Chcąc dopomóc tej tak użytecznej instytucji, KBK przydzielił jej 300 skrzynek mleka duńskiego i 100 skrzynek mleka Nestle’a48.

W czasie, gdy chore dzieci z Chocenia przejeżdżały przez Kraków, wysłano je do kliniki okulistycznej UJ, by zbadać stan ich oczu. Wtedy okazało się, że na 12 dzieci choceńskich, 9 jest chorych na ciężką jaglicę. By je ratować przed utratą wzroku niezbędne było utworzenie specjalnego ośrodka, tym bardziej, że w sumie w Choceniu znajdowało się ich kilkaset a choroba zaczęła pojawiać się i w innych placówkach. Na początek znaczną część podopiecznych przeniesiono z baraków do innych zakładów opiekuńczych, a następnie utworzono schronisko lecznicze w Oświęcimiu: „Tam mianowicie można było zaaprowidować także schronisko dla dzieci jagliczych w materyały, do których dostarczenia zobowiązał się rząd. Drugim motywem, dla którego wybraliśmy Oświęcim było to, że w Oświęcimie mieliśmy gotowe pomieszczenie dla dzieci, trzecim wreszcie, że tam Starosta p. Doschot stale okazywał tyle życzliwości dla Komitetu Książęco Biskupiego, że przypuszczaliśmy wydatne poparcie ze strony lokalnej władzy, co oczywiście jest dla nas rzeczą ogromnie doniosłą” – czytamy w sprawozdaniu z pracy schroniska w Oświęcimiu49.

Celem pozyskania funduszy Sekcja Opieki nad Dzieckiem KBK zwróciła się z prośbą o subwencję (w wysokości takiej, jaką dawano Kolumnom Sanitarnym, tj. 5 K dziennie na dziecko) do c.k. Namiestnika Dillera, który rozporządzeniem z dnia 6 listopada 1916 r. dotację przyznał50. Na wiosnę 1917 r. 180 chorych dzieci z Chocenia przeniesiono do drewnianych baraków, a równocześnie rozpoczęto prace budowlane i wyposażono placówkę w odpowiednie sprzęty. Już jesienią przeniesiono podopiecznych do nowych murowanych baraków, w których urządzono także sale lekcyjne i kaplicę. Otoczono je dookoła płotem z drutu kolczastego, tak, by je zupełnie odizolować. Opiekę medyczną sprawowała Wanda Wisłocka, a konsultantem został prof. dr K. Majewski, dyrektor kliniki okulistycznej UJ. Z ramienia Sekcji Sanitarnej KBK placówką zajmował się prof. dr Roman Nitsch, natomiast sprawami administracyjnymi kierowała bezinteresownie żona tamtejszego starosty Cecylia z hr. Dzieduszyckich Doschotowa, która otrzymała do pomocy siostry Serafitki. Oprócz wymienionych zaangażowano do pracy 3 służących i 2 stróżów51.

Jak podkreślano w sprawozdaniach, „praca nad dziećmi z zapaleniem egipskiem ma zdaniem Komitetu Książęco Biskupiego doniosłe znaczenie. Tworzenie takich centrali, zwłaszcza w okresie wojny, kiedy jaglica się tak strasznie szerzy, wskazane jest z dwóch względów, raz, ażeby przez wyizolowanie chorych uchronić rodziny pacyentów od zakażenia, ażeby jednem słowem zmniejszyć ilość ognisk szerzącej się epidemii, a z drugiej strony chodzi o to, ażeby jednak tym nieszczęśliwym dzieciom przyjść z pomocą, ażeby nie dopuścić do tego, by się spełniło ich najsmutniejsze przeznaczenie, tj. by po dłuższym lub krótszym czasie zapadli w wieczną noc, z której nic ich nie zdoła uratować, a co stwarza olbrzymi ciężar dla społeczeństwa, które setki takich ludzi musi utrzymywać”52.  Postulowano także zakładanie nowych schronisk, by choroba się nie rozszerzała, „jeżeli mamy nie dopuścić do wytworzenia zadawnionych przypadków, gdzie leczenie będzie już miało bardzo niewielki skutek. Już barbarzyńskie traktowanie ludzi naszych w Choceniu, gdzie stwierdziliśmy przeszło 80% dzieci jaglicowych, spowodowało cały szereg przypadków zadawnionych, w których będzie potrzeba więcej niż roku, ażeby dziecko można było uważać za wyleczone” – pisał prof. E. Godlewski53.

Od kwietnia do końca 1917 r. r. przez schronisko oświęcimskie przeszło 354 dzieci, w tym 324 z Galicji i 30 z Królestwa Polskiego. W ostatnich dniach grudnia 1917 r. znajdowało się w nim 206 podopiecznych. Statystycznie na leczenie wyżej wymienionych poświęcono 30917 roboczodni. Ze względu na stan oczu, dzieci uczyły się tylko przez dwie godziny dziennie. Pozostały czas pracowały pod opieką instruktorów w zorganizowanych na miejscu warsztatach, koszykarskim, szewskim i stolarskim54.

W 1918 roku zakład został przeniesiony do Witkowic pod Krakowem, a po zakończeniu misji KBK, bp Sapieha na mocy przysługującego mu i przewidzianego Statutem prawa rozporządzania majątkiem Komitetu darował Uniwersytetowi Jagiellońskiemu wymienione wyżej dwa zakłady w Zakopanem i zakład w Witkowicach55. W latach międzywojennych służyły one dzieciom z całego terenu II Rzeczypospolitej.

Podsumowując, należy podkreślić, że pomimo wysiłków podejmowanych przez różnego rodzaju instytucje charytatywne, opieka nad dziećmi w obozach dla uchodźców, nie była, bo być nie mogła pasmem samych sukcesów. W szkolnictwie, oprócz trudności wynikających z braku podręczników i pomocy naukowych, występowały także częste zmiany kadrowe. Pomimo to, zakładane bez fanfar i rozgłosu szkoły, świadczyły o patriotyzmie społeczeństwa i odpowiedzialności za młode pokolenie. Dowodziły nie tylko ofiarności polskiego nauczycielstwa, ale także głębokiego przywiązania dzieci do polskiej szkoły. W obozach dla uchodźców stanowiły dla wychowanków „przystań”, w której mogły zapomnieć o codziennych problemach. Nauczyciele, księża i siostry zakonne, lekarze i inni przedstawiciele inteligencji prowadzili bezinteresownie cichą, ale jakże pożyteczną dla narodu pracę, która zaowocowała dopiero w niepodległej Polsce.

 

Przypisy

 

1.       Zob. Szlakiem tułaczym. Księga pamiątkowa wychodźstwa polskiego 1914–1918, red. A. Senensieb. Wiedeń 1919; K. Chołoniewska, Wśród wysiedleńców w Choczni [w:] Wysiedlenie wojenne Krakowa w r. 1914 1915, Kraków 1916; Z nowszych prac na temat ewakuacji Krakowa: Zob. B. Ogórek, Ewakuacja mieszkańców Krakowa podczas I wojny światowej. Przebieg, próba kwantyfikacji, warunki życia ewakuowanych, „Krzysztofory: Zeszyty Naukowe Muzeum Historycznego Miasta Krakowa” 2012, z. 30. Tam też omówiony dotychczasowy stan badań nad tym tematem.

2.       Przykładowo, od 7 listopada do połowy miesiąca wyjechało z Krakowa około 60 tys. osób. W. Wróbel, Troska Biskupa Adama Sapiehy o wysiedlonych i uchodźców w latach 19141916, Kraków 1999, s. 25; Według publikacji prasowych do 15 maja 1915 r., z Krakowa ewakuowano 86 159 osób. „Głos Narodu” 1914, nr 223-251; „Czas” 1915, nr 557,

3.       Czas” 1914, nr 467; „Głos Narodu” 1914, nr 256”; „Gdy pierwsze transporty uchodźców przybyły do Chocenia 20 października 1914 r. - rozpoczynano budowę baraków. W czasie, gdy tam przybyłem około 25 listopada, zaledwie kilka było na prędce skleconych. Mieściło się w nich około 3 000 ludzi i panowało wielkie przepełnienie. Prócz trochę słomy, nie było w barakach żadnego urządzenia”. Z. Lasocki, Jedna z kart chrześcijańskiego miłosierdzia w czasie wojny światowej [w:] „Roczniki Obydwóch Zgromadzeń Św. Wincentego a Paulo”, Stradom 1937, nr 3-4, s. 151.

4.       Z. Lasocki, Z. Lasocki, Polacy w austrjackich obozach barakowych dla uchodźców i internowanych (wspomnienia z czasów wojny światowej byłego posła do parlamentu austrjackiego), Kraków 1929, załącznik 126.

5.      A.K. Banach, Szkolnictwo polskie dla wychodźców z Galicji i Bukowiny w monarchii austro -węgierskiej w czasach I wojny światowej, „Przegląd Historyczno -Oświatowy” 1993, nr 1–2.

6.       „Nowa Reforma” 1914, nr 553.

7.       Przykładowo, gdy w obozie stwierdzono wszy, zarządzano u wszystkich mieszkańców przymusowe golenie włosów na całym ciele. Przeprowadzali je mężczyźni i chłopcy, strojąc sobie przy okazji niewybredne żarty z kobiet. Zresztą wiele z nich uważało obcięcie włosów za symbol hańby i szczególne upokorzenie.

8.       Zob. A.K. Banach, dz. cyt.; K. Rędziński, Szkolnictwo galicyjskie na uchodźstwie wojennym (1914-1918), Częstochowa 2008; Z. Jasiński, K. Rędziński, Polscy uchodźcy i polskie szkoły w Czechach i na Morawach w czasie I wojny światowej, Opole 1995 i in.

9.       Zob. Księga pamiątkowa i adresowa wygnańców wojennych z Galicyi i Bukowiny 1914-1915 Część III. Prowincja i Bukowina. Wiedeń 1915; Trzy lata działalności K.B.K. Sprawozdanie Książęco-Biskupiego Komitetu Pomocy dla Dotkniętych Klęską Wojny za lata 1915-1917, Kraków 1918 [dalej: Sprawozdanie KBK] i in.

10.    Opis na podstawie relacji ks. Kazimierza Lagosza (redaktora naczelnego pisma „Rodak”, poświęconego sprawom codziennym polskiego uchodźctwa), który przyjechał do obozu w grudniu 1914 r. Księga pamiątkowa i adresowa…; Artykuł o obozie w Choceniu w części albumowej, bez numerów stron; /O tym, że warunki życia w obozie nie ulegały poprawie, świadczy relacja Kamili Chłoniewskiej, która przebywała tam w dniach 15-20 maja 1915 r. Zob. K. Chołoniewska, dz. cyt., s. 17–18. Podobne sprawozdanie z pobytu w Choceniu przygotował ks. L. Kasprzyk. Zob. „Głosu Narodu” 1915, nr 323.

11.    Wysokość zasiłku dla uchodźca w 1915 r. wynosiła 1 koronę dziennie dla osoby dorosłej i 60 halerzy dla dziecka.

12.    K. Chołoniewska, dz. cyt.,. s. 19.

13.    Z. Lasocki, Jedna z kart…, s. 152.

14.    „Gazeta Narodowa” 1915, nr 19.

15.    „Nowości Ilustrowane”1915 nr 2.

16.    K. Ruszała, Działalność polityków Koła Polskiego w Wiedniu na rzecz pomocy Polakom zesłanym w głąb Austro-Węgier podczas i wojny światowej (zarys problemu), [w:], Front wschodni I wojny światowej, red. M. Baczkowski, K. Ruszała, Kraków 2013, s. 163.

17.    Więcej na temat działalności biskupa A. Sapiehy w latach I wojny światowej, Zob. A. Synowiec, Pomoc humanitarna Komitetu Adama Sapiehy dla polskich dzieci podczas I wojny światowej, „Studia Historyczne” 2003, z. 3–4; Tenże, Książęco-Biskupi Komitet biskupa Adama Stefana Sapiehy w czasie I wojny światowej, „Zeszyty Naukowe Uniwersytetu Jagiellońskiego”, „Prace historyczne” 2003, z. 130.

18.    Z. Lasocki, Jedna z kart…, s. 153-154.

19.    „Nowa Reforma” 1914, nr 553.

20.    „Nowości Ilustrowane” 1915, nr 2.

21.    Księga pamiątkowa i adresowa…, s. XXXIX-LX.

22.    Tamże, s. XXX-XLIX.

23.    Tamże; Więcej na temat szkolnictwa dla dzieci uchodźców w Czechach: A.K. Banach, dz. cyt., s. 15; K. Rędziński, dz. cyt.; Z. Jasiński, K. Rędziński, dz. cyt.; W niniejszym opracowaniu pominięto omawianie szkolnictwa średniego oraz kształcenia dorosłych, jak np. bardzo dobrze funkcjonujących gimnazjów w Morawskiej Ostrawie, Węgierskim Haradyszczu i Pradze oraz kursów handlowych w Pradze. Zob. Polskie kursa handlowe na wychodźstwie w Pradze Czeskiej w roku szkolnym 1914-1915, Praga 1915.

24.    K. Banach, dz. cyt., s. 31.

25.    „Nowości Ilustrowane” 1915, nr 36.

26.    Tamże.

27.    Tamże.

28.    Tamże.

29.    Tamże.

30.    Tamże.

31.    „Nowości Ilustrowane” 1916, nr 1.

32.    „Nowości Ilustrowane”1915 nr 2.

33.    Tamże, s. 92.

34.    „Głos Narodu” 1916, nr 17.

35.    Tamże.

36.    Z. Lasocki, Jedna z kart…, s. 154; Sprawozdanie KBK, s. 204.

37.    Sprawozdanie KBK, s. 205.

38.    Szczytowym okresem pod względem liczby zgonów był kwiecień 1915 r., kiedy zmarło w obozie aż 327 osób, ale jednocześnie był to okres największego zaludnienia osady. Za: B. Ogórek, dz. cyt., s. 71.

39.    B. Ogórek, dz. cyt., s. 68.

40.    Tamże.

41.    Tamże, s. 70-71.

42.    Jaglica, egipskie zapalenie oczu; trachoma, zakaźne zapalenie spojówek, o bardzo przewlekłym przebiegu, obejmujące niekiedy rogówkę i całą gałkę oczną, wywołane przez swoiste wirusy, które gromadzą się w komórkach spojówek i tworzą ciałka wtrętowe.

43.    Sprawozdanie KBK, s. 180.

44.    Tamże, s. 175.

45.    Tamże, s. 176.

46.    Tamże, s. 176-177.

47.    Tamże, s. 178.

48.    Tamże, s. 179.

49.    Tamże, s. 179-180.

50.    Tamże, s. 75-76.

51.    Tamże, s. 181.

52.    Tamże.

53.    Tamże, s. 181-182.

54.    Tamże, s. 183.

55.    Tamże.

56.    Tamże, s. 182.

57.    E. Godlewski, Działalność Księcia Metropolity Adama Stefana Sapiehy w okresie wielkiej wojny, Kraków 1937, s. 17; Więcej na ten temat: K. Dadej, E. Godlewski, Działalność zakładu dla dzieci skrofulicznych w Zakopanem, Kraków 1922; A. Młudzik Powstanie i działalność zakładu leczniczego dla dzieci chorych na gruźlicę („skrofulicznych”) w Zakopanem od kwietnia 1917 roku do lutego 1922 roku, „Archiwum Historii i Filozofii Medycyny” 2014, nr 77; J. W. Rączka, Zakład Leczniczo-Wychowawczy UJ w Witkowicach pod Krakowem, „Folia Historica Cracoviensia”, 1999, cz. VI.

Bibliografia

Materiały źródłowe

Chołoniewska K., Wśród wysiedleńców w Choczni [w:] Wysiedlenie wojenne Krakowa w r. 1914 1915, Kraków 1916.

Czas” 1914.

„Głos Narodu” 1914-1916.

Księga pamiątkowa i adresowa wygnańców wojennych z Galicyi i Bukowiny 1914-1915 Część III. Prowincja i Bukowina, Wiedeń 1915.

Lasocki Z., Polacy w austrjackich obozach barakowych dla uchodźców i internowanych (wspomnienia z czasów wojny światowej byłego posła do parlamentu austrjackiego), Kraków 1929.

„Nowa Reforma” 1914-1915.

„Nowości Ilustrowane” 1915.

Polskie kursa handlowe na wychodźstwie w Pradze Czeskiej w roku szkolnym 1914-1915, Praga 1915.

Szlakiem tułaczym. Księga pamiątkowa wychodźstwa polskiego 1914–1918, red. A. Senensieb. Wiedeń 1919.

Trzy lata działalności K.B.K. Sprawozdanie Książęco-Biskupiego Komitetu Pomocy dla Dotkniętych Klęską Wojny za lata 1915-1917, Kraków 1918.

Opracowania

Banach A.K., Szkolnictwo polskie dla wychodźców z Galicji i Bukowiny w monarchii  austro -węgierskiej w czasach I wojny światowej, „Przegląd Historyczno -Oświatowy” 1993, nr 1–2.

Dadej K., Godlewski E., Działalność zakładu dla dzieci skrofulicznych w Zakopanem, Kraków 1922.

Godlewski E., Działalność Księcia Metropolity Adama Stefana Sapiehy w okresie wielkiej wojny, Kraków 1937.

Jasiński Z., Rędziński K., Polscy uchodźcy i polskie szkoły w Czechach i na Morawach w czasie I wojny światowej, Opole 1995.

Lasocki Z., Jedna z kart chrześcijańskiego miłosierdzia w czasie wojny światowej [w:] „Roczniki Obydwóch Zgromadzeń Św. Wincentego a Paulo”, Stradom 1937, nr 3-4.

Młudzik A.  Powstanie i działalność zakładu leczniczego dla dzieci chorych na gruźlicę („skrofulicznych”) w Zakopanem od kwietnia 1917 roku do lutego 1922 roku, „Archiwum Historii i Filozofii Medycyny” 2014, nr 77.

Ogórek B., Ewakuacja mieszkańców Krakowa podczas I wojny światowej. Przebieg, próba kwantyfikacji, warunki życia ewakuowanych, „Krzysztofory: Zeszyty Naukowe Muzeum Historycznego Miasta Krakowa” 2012, z. 30.

Rączka J. W., Zakład Leczniczo-Wychowawczy UJ w Witkowicach pod Krakowem, „Folia Historica Cracoviensia”, 1999, vol. VI.

Rędziński K., Szkolnictwo galicyjskie na uchodźstwie wojennym (1914-1918), Częstochowa 2008.

Ruszała K., Działalność polityków Koła Polskiego w Wiedniu na rzecz pomocy Polakom zesłanym w głąb Austro-Węgier podczas i wojny światowej (zarys problemu), [w:], Front wschodni I wojny światowej, red. M. Baczkowski, K. Ruszała, Kraków 2013.

Synowiec A., Książęco-Biskupi Komitet biskupa Adama Stefana Sapiehy w czasie I wojny światowej, „Zeszyty Naukowe Uniwersytetu Jagiellońskiego”, „Prace historyczne” 2003, z. 130.

Synowiec A., Pomoc humanitarna Komitetu Adama Sapiehy dla polskich dzieci podczas I wojny światowej, „Studia Historyczne” 2003, z. 3–4.

Wróbel W., Troska Biskupa Adama Sapiehy o wysiedlonych i uchodźców w latach 19141916, Kraków 1999.

 

Słowa kluczowe:

uchodźcy wojenni, Galicja, opieka nad dziećmi, obóz w Choceniu